poniedziałek, 20 stycznia 2014

Dwa tygodnie stycznia za mną

Nie jest źle, waga powoli spada. Ważę się codziennie, ale do wyników wyciągam średnią z 3 dni - czwartku, piątku i soboty. Waga wyjściowa 69, teraz jest 67,2. Wiem, że to głównie woda, ale miło.
Napisałam sobie "kartę korzyści" - co się zmieni gdy osiągnę w maju mój cel. Korzyści zdrowotne, estetyczne, poczucie własnej wartości itp - i już cieszę się, że wejdę w lato w rozmiarze 38!!! Bo wejdę!
Co do rozmiaru ubrań, to wszystkie wiemy, że różne firmy różnie szyją, ja ostatnio lubię dwie takie gdzie tak się składa wchodzę bez problemu w 40 i M. Inne firmy odzieżowe szyją jakieś  dziwne ciuchy w rozmiarówce takiej, że 44 się nie dopina :) Skandal jakiś. Powinno to być karalne.
Tak więc czytam kartę korzyści codziennie i już się cieszę że tyle fajnych rzeczy mnie spotka w maju. Pracuje też nad jednym z moich paskudnych nawyków - jedzeniem na stojąco, przy blacie, przy szafie w pracy, przy lodówce. Staram się to zmienić, jeść wszystko, nawet najmniejszy kęs na siedząco. Ciągle się jednak łapię na tym, że stoję jedząc, nie wiedziałam , że ten nawyk jest tak we mnie zakorzeniony.

sobota, 11 stycznia 2014

Postanowienia noworoczne po raz drugi

Jak to dobrze nie mieć problemu z postanowieniami noworocznymi - zawsze mam takie samo:)
Ten blog powstał rok temu, wraz z silnym postanowieniem że schudnę. Że odchudzam się ostatni raz. Potem, od maja trochę mi minął zapał, szczególnie do pisania , ale cel nie zniknął z horyzontu. Koniec roku nie był dobry - 3 kg z utraconych prawie ośmiu wróciły i czekałam na 2 stycznia jak na zbawienie, aby móc wrócić do normalnego żywienia ( w tym momencie zdałam sobie sprawę, że dla mnie normalnym jest zdrowe żywienie, a nienormalne objadanie się - to chyba dobrze ).
W każdym bądź razie - rok zakończyłam o 4,8 kg lżejsza i to daje mi lepszą pozycję startową. Mam nowe doświadczenia - chyba zrobiłam błąd, że dałam sobie zbyt długi czas na osiągnięcie celu, którym jest waga 59,9 kg. Chciałam osiągnąć to w rok i po początkowych sukcesach zaczęło mi się wydawać, że bez trudu osiągnę cel, a więc raz czy drugi mogę sobie pozwolić na pewne odstępstwa...i moja czujność została uśpiona.
Rok zaczynam z 69 kg na wadze. Na majowym wyjeździe kondycyjno - odchudzającym w zeszłym roku każda z naszej grupy złożyła postanowienie na piśmie, co osiągnie do wyjazdu w maju w tym roku. Kto nie dotrzyma stawia wino. Moje zobowiązanie to 59,9 i osiągnę to do 24 maja. Ewa, Basia, Aśka i Bożena - jeżeli napijemy się na koniec wina to nie ode mnie :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Co mnie stresuje

Stres - wiadomo, jedna z przyczyn nadmiernego jedzenia. Dużo osób je pod wpływem stresu, są tez takie, które w stresie maja żołądek "zawiązany na supeł" i nie przełkną ani kęsa. Z moich obserwacji i nie tylko - gdzieś o tym czytałam - rodzaj stresu ma wpływ na to, czy jemy, czy nie. Stres "codzienny", trwający długo, taki z którym spotykamy się już długo - kłopoty w pracy, w związku, przykrości, niepewność jutra, przewlekła choroba itd - powodują że jemy. Wydziela się przy tym hormon stresu - kortyzol, który niestety powoduje odkładanie tkanki tłuszczowej. Natomiast stres "ostry" - nagła choroba lub śmierć kogoś bliskiego, rozwód, zdrada, nagła utrata pracy lub majątku - częściej powoduje spadek apetytu, trwający jakiś czas.
Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że mnie mocno stresuje brak czasu, cały czas mi się wydaje że go nie mam chociaż nie jest to do końca prawdą. Nie potrafię usiąść i zająć się "głupotami" - np oglądaniem śmiesznych stron w internecie, obejrzeć serial itp - bez wyrzutów sumienia, że "powinnam" przecież robić w tym czasie coś innego  - sprzątać, porządkować, coś napisać, popracować, poczytać fachową lekturę. Mam różne zaległości i chyba zawsze będę miała. Stąd stres - nie robię tego co powinnam.
A Was - co najbardziej stresuje w codziennym życiu?

czwartek, 31 października 2013

Powracam skruszona

Ale zawaliłam sprawę:(  Przede wszystkim z pisaniem. Zastanawiam się, czy człowiek w moim wieku jest w stanie się zmienić. Jedną z moich wad jest trudność w doprowadzaniu spraw do końca, wytrwałość w tym co robię - oczywiście nie we wszystkich dziedzinach. Często zapalam się do czegoś, wchodzę w to całą sobą - a potem coś sprawia, że mój zapał spada i ciężko mi wrócić do realizacji postanowień. Pisanie dawało mi frajdę, emocje i kopa do odchudzania - a mimo to na ponad 4 miesiące odpuściłam. Ale wracam - skruszona i cięższa o 2 kg.
Na szczęście tylko dwa. Jak zwykle wakacje mnie "rozhamowały", bezskutecznie próbowałam wrócić do takiego jedzenia, jak w pierwszej połowie roku. Owszem, pilnowałam się - zdrowe posiłki są już  moim nawykiem. To dlaczego 2 kg wróciły?- oczywiście problem jest z tym co poza posiłkami, paskudne nawyki podjadania wieczorem.
Ale nie mam zamiaru się biczować - wracam do tego co mnie motywuje - pisanie bloga, zapisywanie tego co jem. Do tej pory nie podawałam swojej wagi, tylko ile ubyło - ale jutro się zważę i publicznie będę zdawać relacje.
A więc jutro w dzienniczku waga a na stronie głównej nowe cele. Zmodyfikowane - realistyczne.

niedziela, 9 czerwca 2013

relacja z wyjazdu

Tydzień wczasów ( nazywam je raczej kondycyjnymi niż odchudzającymi, bo na wielkie efekty w postaci kilogramów na minusie nie można liczyć ze względu na krótki czas ) minął wspaniale. Zorganizowany czas, bieganie z zajęcia na zajęcie, pozwoliły mi się całkowicie oderwać od tego co zostawiłam w mieście, pracy, problemów życia codziennego. To poczucie że robię coś naprawdę dla siebie, endorfiny, dobra pogoda i super towarzystwo dało mi energię do dalszych działań, na wielu polach. Najbardziej oczywiście lubiłam nordic walking po plaży, zupełnie pustej w maju.


Wynik zadowalający, 1 kg w dół, ale największe nadzieje wiążę z tym, że będzie to początek regularnej aktywności fizycznej. Uważam, że tego typu wyjazd może być traktowany jako dobry początek odchudzania albo, jak w moim przypadku, dodatkowy impuls w trakcie.
Posiłki były pyszne i trzeba przyznać dość obfite, ale kolacja o 17.30, czyli o porze o której w domu miałam zwyczaj się dopiero rozkręcać z jedzeniem :)
Przykładowy obiad - rybka z warzywami, wcześniej jeszcze była zupa.



sobota, 25 maja 2013

wczasy kondycyjno - odchudzające

Od pewnego czasu, jeżeli tylko możemy raz w roku wyjeżdżam z koleżanką  w maju na wczasy kondycyjno - odchudzające. w Tym roku zebrała się nas grupka 5 osób i właśnie dziś rozpoczynam turnus. Rozpoczął się  - wiadomo - przydziałem pokoi oraz obiadokolacją. Program składa się z diety redukcyjnej oraz zajęć ruchowych - w ciągu dnia mamy nordic walking 1,5 godziny, pilates, aerobik w basenie i zajęcia fitness, potem jeżeli ktoś ma ochotę - zabiegi. Ja chodzę na 3 zajęcia, aerobik na sali sobie odpuszczam bo nie lubię - nie mam w ogóle zdolności do zapamiętywania sekwencji kroków i kończy się to na tym, ze wszyscy w prawo a ja zawsze przeciwnie :)
Wieczorem mieliśmy spotkanie z trenerem, jutro rano  - o ósmej - ważenie ( nieobowiązkowe ), przydział do grup w zależności od sprawności i zaczynamy. Trzeba tylko dobrze to rozegrać taktycznie bo chcemy być w jednej grupie.
Na co liczę ? Na super wypoczynek, kilogram tkanki tłuszczowej w dół oraz przede wszystkim na przypływ energii jaki mam zawsze po takim wyjeździe oraz wzrost motywacji do ćwiczeń na następne miesiące.

sobota, 18 maja 2013

Brak uczucia sytości

Co jakiś czas mam taki dziwny dzień i dziwne odczucia. Po normalnych posiłkach w ciągu dnia mam ochotę zjedzenia czegoś ( to nie jest głód - umiem już to rozpoznać ), jem więc różne rzeczy i nie mogę się nasycić. Na obiad zjadłam łososia z sałatą, najadłam się porządnie a potem ten dziwny stan - coś bym zjadła. na pierwszy ogień poszła czekoladka pistacjowa. Potem 2 kanapki z serem żółtym i pomidorem. Nie było to jedzenie kompulsywne, bo wszystko odbywało się w odstępach czasu. Potem kogel - mogel. Nie czułam się usatysfakcjonowana. Ani najedzona - ale przecież jak nie czułam głodu to jak mam poczuć sytość. Potem jeszcze ananas z puszki i czekoladka Malaga. Jak zaczęłam to pisać to zdałam sobie sprawę, że najprawdopodobniej nie jedzenia, a czegoś innego mi brakuje dzisiejszego wieczoru, tylko nie potrafię zidentyfikować czego. No tak, znowu zdałam sobie sprawę jak skomplikowanym bywa proces jedzenia, jak wiele funkcji spełnia i jak dużą role odgrywa ty psychologia.
Myślę, że na to wszystko pomógł by mi tylko śledź w śmietanie ale go nie mam w lodówce :)