niedziela, 21 kwietnia 2013

Jak zmotywować sie do ćwiczeń?

Nie jestem z siebie zadowolona. Z efektów odchudzania owszem, waga sukcesywnie spada, już dawno odrobiłam świąteczne obżarstwo, ale nie ćwiczę :(  Moje JA IDEALNE ( powinnam ćwiczyć ) rozmija się z moim JA REALNYM ( po prostu mi się nie chce ) - nie ja to wymyśliłam, tylko słyszałam to kiedyś na wykładzie psychologa. W lutym tak pięknie weszłam w rytm  - piątek basen, niedziela ćwiczenia przy płycie. Pewne okoliczności wpłynęły na to że ten rytm się zaburzył  - a mnie się nie chce zmienić mojego "grafiku" i robić to w inne dni. Nie mogę się tłumaczyć brakiem czasu, bo jak gdzieś kiedyś słyszałam i całkowicie się z tym zgadzam, każdy z nas ma 24 godziny na dobę, i od nas zależy, na co ten czas wykorzystamy. Zależy to od naszych priorytetów.
Co do diety - nadal stosuje i obserwuję 5:2. Jeżeli ktoś czytał wcześniej mojego bloga wie, że od początku roku, zanim cokolwiek usłyszałam o tym sposobie żywienia stosuję w środy dietę oparta na surowych warzywach i bardzo te dni lubię. Mam pewne obserwacje - od pewnego czasu mam coraz mniejszy apetyt na mięso i wędliny i nie mogę powiedzieć, że czerpię przyjemność z jedzenia go. Zobaczymy, jak to będzie dalej. Efekty diety są, chociaż przy tych dwóch dniach postnych, z powodu wahań wody w organizmie,waga skacze jeszcze bardziej niż wcześniej, dlatego chyba najbardziej miarodajnie będzie, gdy ważenie ze środy przełożę na poniedziałek, przed dniami 500 kcal. A więc jutro ważenie i moja relacja, jakie są efekty po 2 tygodniach nieco innej diety. I moje zobowiązanie co do ćwiczeń - w dzienniczku.

sobota, 13 kwietnia 2013

Dieta 5:2 - moja pierwsza ocena

Nie sądziłam, że dieta 5:2 wzbudza takie zainteresowanie, ale gdy zobaczyłam po moim poprzednim poście ponad 800 wejść dziennie na bloga, zdałam sobie z tego sprawę. Poczułam też pewną odpowiedzialność, dlatego napiszę moją pierwszą ocenę tej diety, oczywiście pod względem teoretycznym, o praktyce nie ma co mówić, bo stosuję ją dopiero tydzień.
Autor jest lekarzem, opiera się na badaniach które przeprowadzone były na niedużych grupach pacjentów. U badanych można było zauważyć że krótkotrwałe okresy niedojadania nie wiążą się ze spowolnieniem metabolizmu, że powodują nadmiernego spożycia w dni następujące po nich, poprawiała się wrażliwość na insulinę. Ponadto autor twierdzi, że być może ( trwają badania ) krótkotrwałe poszczenie może sprzyjać zapobieganiu nowotworom i zmianom degeneracyjnym mózgu, podobno badania na myszach są zachęcające. Ponadto w dłuższej obserwacji spadek masy ciała był większy niż u osób na konwencjonalnej diecie niskokalorycznej, najprawdopodobniej dlatego, że łatwiej ja utrzymać.
Jakie widzę plusy tej metody?
- nawet znaczne ograniczenie kaloryczne nie jest trudne, jeżeli wiadomo, że trwa krótko
- nie ma potraw całkowicie wykluczonych z diety w pozostałe dni ( a restrykcyjne ograniczenia mogą powodować stałe pożądanie określonej potrawy, które wiadomo jak się kończą )
- jest to metoda dobra dla tych, którzy zmęczeni są codziennym znacznym ograniczeniom aby uzyskać lub utrzymać odpowiednią masę ciała. Dzięki niej w pozostałe dni mogą zjeść pieczywo, banana czy kawałek czekolady bez poczucia winy
- dzięki dniom o małej ilości kalorii można oswoić głód, nie bać się go
- deficyt kalorii około 3000/tydzień to nie za szybki , zdrowy spadek wagi
Jakie widzę minusy?
- każda dieta powinna uczyć zdrowych nawyków stosowanych na codzień, tu niestety tak nie jest, zachęcałabym więc osoby, które nie maja wiedzy w tym względzie, do równoległego wprowadzania zasad zdrowego żywienia w dni poza postem. Nie jest dobrze, gdy np. dzieci widzą, jak ich mama na zmianę się głodzi i objada hamburgerami i lodami :)

sobota, 6 kwietnia 2013

Dieta 5:2

Zważyłam się po świętach w środę, bo to mój dzień ważenia no i tak jak myślałam, ponad kilo więcej. Do tego depresyjny nastrój związany ewidentnie z pogodą i brakiem jakiejkolwiek nadziei na wiosnę i słońce. Przyjaciółka  powiedziała mi to, co sama wiedziałam, ale dobrze jest usłyszeć coś od kogoś w prostych słowach : "zapuściłaś się w pisaniu bloga, nie motywujesz siebie i innych". Tak, marzec to był okres stagnacji, osłabienia motywacji, huśtawki w diecie. Święta z założenia bez ograniczeń w jedzeniu, ale teraz oczywiście tego żałuję.
Żeby poprawić sobie nastrój, weszłam wczoraj na godzinkę do Manufaktury ( jest to znane łódzkie centrum handlu i rozrywki, duma naszego miasta ). Nie miałam zamiaru kupować ciuchów bo przecież ten kilogram więcej, ani przymierzać butów bo wprawdzie są śliczne, kolorowe ale na nogach miałam zimowe buty na roztopy i grubaśne skarpety. Weszłam do empiku, jak zwykle przejrzałam nowości i skierowałam się do półki z książkami dietetycznymi. To jest mój nałóg - kupuję tego typu książki, jeżeli po przejrzeniu wydają mi się w miarę sensowne i mam nadzieje dowiedzieć się z nich czegoś nowego. Sama przed sobą się tłumaczę, że jako dietetyk muszę wiedzieć co jest na czasie i trendy. Że to moja pasja. Ale tak naprawdę to jest nałóg:)
Kupiłam książkę "Dieta 5:2 dr. Mosleya" Przeczytałam ją już prawie całą i mam zamiar być królikiem doświadczalnym i zastosować się do tego typu żywienia. Będę na blogu zdawać relacje czy to działa.
W skrócie metoda ta polega na tym, że 5 dni w tygodniu je się tak jak zwykle, a 2 dni w tygodniu ( nie jeden po drugim ) to dni postne - spożywa się wówczas 1/4 zapotrzebowania kalorycznego, czyli 500 kcal kobieta i 600 mężczyzna, najlepiej w dwóch posiłkach. Pokarmy w te dni nie powinny zawierać węglowodanów o wysokim indeksie i ładunku glikemicznym. Ponieważ i tak taki jeden dzień w tygodniu stosuję taki post  - środa "warzywna" i bardzo mi to odpowiada, dokładam jeszcze poniedziałek 500 kcal. W pozostałe dni nie będę liczyć kalorii i zbytnio ograniczać - oczywiście nie mam zamiaru się objadać.
Zobaczę co będzie po miesiącu i wtedy zadecyduję, co dalej.
Jest  zapał, jest pomysł, jest dobrze.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Drugi etap czas zacząć

Dobrze się składa, że święta i pierwszy kwartał roku kończą się jednocześnie. Zaczynałam 2 stycznia z dużą energią i motywacją, teraz, 2 kwietnia można przejść do drugiego etapu. Marzec mi się trochę rozjechał, okres świąteczny i przedświąteczny wiadomo jak wygląda - boję się w środę wejść na wagę :) Co najmniej kilogram do przodu ale cóż - tak było, jest i będzie, nie ma możliwości żebym nie przytyła w te dni. Cieszę się, że mam ten czas za sobą i mogę wrócić do tego rytmu jaki miałam w styczniu i lutym. Wprawdzie moja motywacja nie jest tak silna jak w styczniu, myślę że jest to spowodowane tą pogodą - u nas dwa dni walił śnieg i ja straciłam już nadzieję , że wiosna będzie w tym roku. Moje cele się nie zmieniły, a więc do końca maja schudnę 3 kg i wiem oczywiście, że bez ćwiczeń nie da rady, a więc od jutra do roboty:). Pozdrawiam wszystkich świątecznie ociężałych na ciele ( ja czuję że nawet umysł mam ociężały ) - motywujmy się nawzajem bo to daje ogromną siłę.